Chiny potęgą są!
Bartłomiej Magierowski
Już od około 10 lat przyzwyczailiśmy się do stwierdzenia, że Chiny są mocarstwem, Chiny są potęgą gospodarczą. A czy ktoś tak naprawdę zastanawiał się, dlaczego tak uznaliśmy? Chodzi o rozmiar Chin, powierzchnię Państwa Środka czy może o liczbę ludności? Nie, zawsze chodzi nam o potęgę gospodarczą i miliatrną.
Czy mamy jakieś właściwe, rzetelne i prawdziwe dane, aby stwierdzić, że to największe państwo Azji jest rzeczywiście tak potężne? W zasadzie nie mamy takich danych, bo większość informacji, statystyk, wyliczeń i sprawozdań, raportów jest utajniona lub ocenzurowana. Władza Chin z łatwością manipuluje liczbami, posługuje się propagandą. Nam (obcokrajowcom) wydaje się, że komunistyczny rząd oszukuje tylko pospolitych Chińczyków, a nie mamy nawet świadomości, że Chiny oszukują cały Świat!
Miliony biznesmenów nabrało się na łatwe chwyty marketingowe czy raczej propagandowe władz Chin. Wizytując miejsca takie jak Szanghaj, Shenzhen, Guangzhou czy nawet mniejsze miejscowości jak Ningbo, czy Xiamen uwierzyli w chiński cud gospodarczy. Zachwycają się nowoczesnymi biurowcami, zmodernizowanymi fabrykami, pięknymi centrami handlowymi. Podobnie podróżują dziennikarze, reporterzy, blogerzy. Nawet jeśli odwiedzają mniejsze miasteczka, czy biedne wioski, traktują to wszystko jako folklor, ciekawostkę. Niewielu felietonistów czy pisarzy zagłębia się w problemy wsi, nie są w stanie wysłuchać zwykłych ludzi, zobaczyć zwykłe, codzienne, trudne i szare życie Chińczyków. Za to prawie wszyscy obcokrajowcy odwiedzający Chiny zapamiętują Perłę Orientu, piękne 5-gwiazdokowe hotele, pyszne chińskie dania, namiętne noce spędzone z Azjatycką pięknością... Zapomnieliśmy chyba tylko, że te wszystkie ‘przysmaki’ podała im na tacy partia komunistyczna Chin. Uwiodła nas tak naprawdę chińska władza, a nie młoda Chinka o czarujących oczach!
W Chinach nic nie dzieje się przypadkiem. Wszystkie aspekty życia przeciętnego Chińczyka są ściśle kontrolowane przez partię. Właśnie dlatego partia praktycznie wyhodowała armię młodych dziewczyn, które nie mają żadnego wykształcenia. Ogromna część z nich po jakimś przeszkoleniu może pracować w fabrykach, drugą grupę stanowią ładne i zgrabne dziewczyny, które (nie wiedzieć czemu) są zachęcane, by przyjeżdżać do miast i tam szukać ‘szczęścia’. Nie trzeba być socjologiem, by domyślić się jak kończą takie dziewczyny. Wiele z nich zostaje prostytutkami, a jak wiadomo z ich usług korzystają często zagraniczni biznesmeni, dyplomaci, inwestorzy. Jest to prosty sposób, aby przyciągnąć zagraniczny kapitał. Czy przeciętny Niemiec, czy Kanadyjczyk będzie podróżował przez cały świat tylko po to, by zobaczyć kilka fabryk? Często jest to konieczność, ale jeśli wolny czas umili mu słodka Chinka pochodząca z biednej wioski prowincji Hunan czy Sichuan, wówczas taki biznesmen będzie miał dodatkową motywację by częściej odwiedzać Chiny. Podobną strategię stosowali już kiedyś Japończycy, w ogóle jest to jakaś cecha wspólna krajów Azjatyckich – wystarczy spojrzeć na Tajlandię gdzie seks stał się jakby usługą narodową.
Oczywiście czysta i nieskazitelna partia Chin nie może legalizować prostytucji, ale jest to ich tajna broń, którą kontroluje policja i triady. Jest to jedno z kilku narzędzi, by pozyskać obcy kapitał. Takie dziewczyny nie tylko sprzedają swoje ciało, ale zapewnią dobry zysk okolicznym hotelom, kawiarniom, barom, restauracjom. Wystarczy spojrzeć na sławną Nanjing Road w Szanghaju, gdzie kilkanaście dziewczyn wyłapuje naiwnych obcokrajowców, aby najeść się do syta, zabawić w barze, a na koniec uciec i odebrać należne prowizje od właścicieli lokali, które odwiedziły ze swoimi ‘chłopakami z zagranicy’. Zapytałem kiedyś taką dziewczynę, na czym polega jej praca – odpowiedź: „chodzę na obiady”. Nie sądźmy jednak, że takie dziewczyny żyją w pięknych apartamentowcach i mają setki tysięcy yuanów na koncie. Najczęściej po prostu wysyłają część swoich dochodów, by wspomagać rodzinę na wsi. Rodzice są zwykle przekonani, że córka jest kelnerką, asystentką czy może kasjerką.
Wróćmy jednak do istoty wizyt biznesowych w Chinach... wielu obcokrajowców odwiedza chińskie fabryki, ale żaden z nich nie będzie przecież rozmawiał z robotnikami. Nawet firma Apple wie, że robotnicy skadający ich iPody i iPhony pracują w świetnych warunkach, a w wielkiej korporacji Foxconn przestrzega się wszelkich zasad, norm, praw człowieka, praw pracowniczych. Skąd więc seria dwunastu samobójstw robotników z tej fabryki? Dlaczego nie można tam niczego fotografować? Dlaczego na każdym rogu są ochroniarze, a wejście wymaga specjalnych przepustek? Oczywiście można to tłumaczyć nowoczesną technologią i tajemnicą handlową. Ale warto pamiętać, że te wspaniałe urządzenia składają robotnicy, którzy zarabiają w przeliczeniu około 400 złotych miesięcznie, są zastraszeni, nie będą nigdy rozmawiać o swojej pracy z ludźmi z zewnątrz, a już tym bardziej z obcokrajowcami. Jest to praktycznie 300 tysięczny obóz pracy namaszczony przez zachodnie koncerny takie jak Apple, Sony, Dell czy HP! Oczywiście nikt nie powie złego słowa o firmie Foxconn, czy Apple, bo władze miasta Shenzhen (a tym samym partia komunistyczna) robią z nimi świetne interesy kosztem młodych robotników.
Jest to specyficzna fabryka – możemy jednak skupić się na zwykłych zakładach produkcyjnych. Młoda tłumaczka, czy przedstawiciel handlowy podejmujący gości z zagranicy nie musi przecież opowiadać o problemach robotników, ich czasie pracy, czy utracie zdrowia. Biznesmen z Europy czy Stanów też nie wnika w szczegóły, a często nawet nie ogląda linii produkcyjnej. Jeśli już będzie interesował się bardziej maszynami i wydajnością produkcji, niż umęczonymi i zastraszonymi robotnikami. Nie zaszkodzi mu też duszność, woń barwników, czy brak światła, bo przecież przechodzi tylko przez halę produkcyjną, a co z robotnikami, którzy w tak trudnych warunkach pracują 10-12 godzin?
Partia wszystko przemyślała – delegacje z zagranicy mają się zachwycać nowymi technologiami, wielkimi halami produkcyjnymi, wypada zabrać ich na dobry obiad czy kolację, zagadywać na dowolny temat, ale nigdy nie dyskutować o prawach pracowniczych, bezpieczeństwie produkcji, czy po prostu prawach człowieka. Robotnicy i tak nie mają prawa organizować się w żadne związki, a zbuntowane jednostki szybko zastępuje się nowym, zastraszonym i pokornym robotnikiem.
Kolejny trick, na który nabrało się wielu obcokrajowców to szkolnictwo i służba zdrowia. Przeciętny gość z zagranicy widzi piękne szkoły, nowoczesne szpitale z armią usłużnych i uśmiechniętych pielęgniarek. Jeśli nie będzie wnikał w szczegóły, będzie po prostu miał świadomość, że to władza tak dba o społeczeństwo. Partia zapewnia piękne szkoły i nowoczesne szpitale! Umyka im jednak fakt, że nawet plaster jest płatny w takim szpitalu! Już przy wejściu zagłuszy nas hałas drukarek, które szykują rachunki i faktury za usługi i lekarstwa. Chiński lekarz nie zrobi absolutnie niczego bez wcześniejszej zapłaty. Młoda Liu spotkała się z lekarzem na zmianę opatrunku po operacji palca. Zmiana to nie problem, ale musiała po rozmowie z doktorem pójść na dół, do kasy i zapłacić za tą usługę i metr bandaża. Dopiero po sprawdzeniu opieczątkowanego rachunku podjęto się tej usługi.
Szkolnictwo wygląda bardzo podobnie. Dzieci robotników w wielkich miastach nie mają praktycznie prawa iść do żadnej szkoły. Trzeba być zameldowanym mieszkańcem Szanghaju czy Shenzhen by posyłać dzieci do szkoły, nadal wiąże się to z jakimiś opłatami. Opłaty są znacznie większe, gdy ktoś jest spoza danego miasta. Większości dzieci wiejskich nigdy nie będzie dane studiowanie na wyższych uczelniach, są tam mniejszością i nie jest im łatwo pośród nowobogackich, miejskich dzieci.
Tak więc z zewnątrz każda szkoła czy szpital po prostu zachwycają. Oczywiście wygląda to dużo gorzej na prowincji, ale przecież tam nie ma wielu zagranicznych inwestorów czy korespondentów.
Przeciętnego biznesmena z Polski zachwycą też sieci autostrad od Pekinu, po Szanghaj, aż do Guangzhou i Shenzhen. Warto przypomnieć, ża każdy odcinek jest płatny, a w niektórych prowincjach przejazd 100km to koszt około 20-40 złotych. Stan dróg może zachwycać, ale płacą za nie sami obywatele, firmy transportowe, przewoźnicy. Podobnie wygląda sytuacja na lotniskach i dworcach kolejowych. Pomimo dużej konkurencyjności linii lotniczych ceny z roku na rok są coraz wyższe, nadal relatywnie niskie w stosunku do Europy, ale chodzi głównie o niższe ceny paliw i ilość pasażerów. Już prawie każdy samolot jest po prostu pełen w 100%, nie ma wolnych miejsc. Zagraniczni goście zachwycą się też szybkimi pociągami. Prawda jest jednak taka, że rząd nigdy nie dopłacałby do nierentownych połączeń. Bilet z Shenzhen do Guangzhou (zaledwie 100km) kosztuje 40 złotych, co kilkanaście minut odjeżdża pociąg pełen pasażerów. Takie koleje na pewno sporo zarabiają!
W miastach takich jak Shenzhen, czy Guangzhou i Szanghaj nie sposób nie zauważyć pięknych parków. Znowu możemy się zachłysnąć: jak wspaniała jest władza w Chinach, tworzy takie piękne parki i ustawia nawet urządzenia do ćwiczeń. Każdy gość spoza Chin nie ma świadomości, że parki to prosty sposób by kontrolować ludność w ich wolnym czasie. Geneza parków miejskich wiąże się z walką z sektą Falungong. Aby zabronić ćwiczeń tej sekty, zaproponowano starszym osobom proste urządzenia do ćwiczeń właśnie w parku. Poza tym jest to świetne miejsce, by młodzi ludzie odreagowali po ciężkim dniu pracy: tańce w grupie, gra w badmintona, yoga, taiji i wu-shu. Jest to praktycznie jedyna rozrywka zwykłych Chińczyków. Robotników nie stać przecież na nocne eskapady do barów, wycieczki taksówkami, czy wczasy w Tajlandii lub na wyspie Bali. Mimo wszystko parki mają przyciągać rano i wieczorem zwykłych obywateli, a także zachwycać zagranicznych gości.
Takimi zabiegami propagandowymi władze Kraju Środka łatwo zdobyły serca wielu inwestorów, polityków i zagrnicznych biznesmenów. Którzy na podstawie kilku wizyt w wielkich metropoliach będą chóralnie powtarzali „Chiny potęgą są!”. Zwykli, szarzy ludzie nie mają tu prawa głosu. Napisano o nich jakieś felietony, książki, ale nigdy nie mogą nagłośnić lokalnych problemów, nie mogą się buntować. Kontakt obcokrajowców z Chińczykami dotyczy głównie nowej klasy – bogatych, ambitnych tłumaczy, czy biznesmenów, tylko oni potrafią mówić po angielsku. Zaufali pomysłowi Deng Xiao Pinga, aby zarabiać pieniądze, bogacić się. Nie interesują się losem ludzi ze wsi, nie przejmują się zanikającą kulturą Chin, prawami mniejszości. Najważniejszy jest dla nich zysk, sukces, duma ze swoich osiągnięć. Tacy ludzie nie muszą narzekać, nawet jeśli pracują po 10-12 godzin dziennie, przesiadują w biurach, podróżują zatłoczonym metrem, oni nadal wierzą w swoją drogę do sukcesu.
Kto tak naprawdę odnosi sukces? Tylko członkowie partii i lokalne władze. Dokładnie tak jak w mieście YueYang. To tam na przedmieściach odebrano ludziom część ziem, oczywiście otrzymali odszkodowania – często są to jednak kwoty dziesięciokrotnie niższe w stosunku do realnej wartości tych ziem. Gdzie można się odwołać? Praktycznie nigdzie, w teorii są odpowiednie sądy, organy administracyjne, ale skargi mogą zaszkodzić nie tylko osobie, które je napisała, ale nawet całej jego rodzinie. Lokalne władze zbudowały w tym rejonie hotel 5-gwiazdkowy na własne potrzeby, będą tam też zapraszali nowych inwestorów na kolacje i zabawy karaoke. Dwa kilometry dalej toczy się życie wsi, ludzie jeżdżą na trójkołowcach, które mają udawać nowoczesne samochody, a ich byt zależy od cen skupu zielonych warzyw. Kilogram takich warzyw w najgorszym okresie kosztuje zaledwie 30 groszy, a wymaga wielu godzin prac polowych, a rolniczy są praktycznie pozbawieni sprzętu rolniczego, traktorów czy systemów nawadniania. Rolnicy chodzą na boso lub w dziurawych kaloszach po polu, noszą konewki i nabierają wodę z zanieczyszonych kanałów. Czy tak wygląda potęga gospodarcza?
Skoro Państwo Środka to taka potęga, dlaczego nie ma żadnej pomocy socjalnej dla bezdomnych czy inwalidów? Nie ma praktycznie żadnego, ujednoliconego systemu ubezpieczeń! Ceny mieszkań w miastach przypominają ceny najwspanialszych dzielnic Londynu czy Nowego Jorku, a jakość chińskich mieszkań i otoczenie osiedli jest po prostu tragiczne. Dlaczego potęga gospodarcza nie dba o wiejskie szkoły, w których dzieci uczą się praktycznie bez pomocy naukowych, a wszystko zależy od inicjatywy i ambicji nauczyciela? Dlaczego ta wielka potęga gospodarcza nie może zoperować na własny rachunek umierającego człowieka? Czemu nie potrafią poradzić sobie z plagą korupcji, wymuszeń i nadużyć? Prawda jest taka, że Chiny to taki wielki smok na drewnianych nóżkach. Teoretycznie zgodnie z analizami ekonomicznymi, liczbami, statystykami jest to potęga, ale praktycznie jest to państwo bałaganu i bezprawia, gdzie szary obywatel nie ma żadnych praw ani przywilejów, ma za to szereg obowiązków wobec Chin. Te obowiązki są często traktowane jako dług wobec narodu, który Chińczycy spłacają poprzez nadgodziny w biurze, monotonną pracę w fabrykach, czy płacenie łapówek (czytaj podatki) lokalnym przywódcom.
I na tym właśnie polega sukces gospodarczy Chin – 77 milionowa partia na współkę z lokalnymi biznesmenami, światowymi inwestorami i politykami bogaci się wykorzystując miliard obywateli! A my daliśmy się oszukać chińskiej propagandzie i cenzurze. Zawierzyliśmy statystykom, liczbom, nie bacząc na życie zwykłych obywateli Chin, a ich życie jest bardzo ciężkie i monotonne. Czy tak żyją ludzie w państwie, które ma miano potęgi gospodarczej?
KOPIOWANIE, PRZEPISYWANIE, CYTOWANIE, PUBLIKOWANIE CAŁOŚCI LUB FRAGMENTU TEKSTU BEZ ZGODY AUTORA JEST ZABRONIONE!!!
Koniecznie dodaj komentarz z konta Facebook!
bartek293kry
komentarz z dnia 16.6.2014, godz. 21:18
Uważam że ten materiał jest strasznie tendencyjny.jeżeli chiny ukrywają takie dane to skąd pan/pani je posiada?
Xawi
komentarz z dnia 9.6.2014, godz. 23:08
Nie wiem ile w tym prawy, aczkolwiek wszystko co jest tu napisane jest prawdopodobne. Z racji populacji narodu, systemu zarządzania owym państwem oraz faktem -jak nie ja to 1000 innych,
© copyright Bartłomiej Magierowski - wszystkie prawa autorskie zastrzeżone