Czy demokracja jeszcze działa?

Bartłomiej Magierowski

Obecna sytuacja na Świecie utwierdza mnie w przekonaniu, że demokracja przestała się sprawdzać. Chiny dosyć sprawnie poradziły sobie z pandemią Covid-19; Europa, Ameryki zdecydowanie sobie z tym nie radzą. Jeszcze nie tak dawno media w Polsce krytykowały Kraj Środka za zamykanie ludzi w mieszkaniach, pojawiały się filmy i zdjęcia zamurowanych wejść, zaspawanych bram metalowych itp. Prawa człowieka i wolność jednostki to pojęcia, które w Chinach nie mają większego znaczenia, a w sytuacji pandemii w ogólnie nie istnieją. Oczywiście, niektórzy powiedzą, że to paskudny komunizm, "zamordyzm", że to społeczeństwo jest zastraszone, zniewolone. Czy jest tak naprawdę?

Znam dosyć dobrze Chiny, znam wielu Chińczyków i przyznam, że nigdy nie słyszałem wprost, aby ktoś krytykował tamtejszą władzę. W większości przypadków nie wynika to ze strachu, z cenzury, czy samokontroli, po prostu wielu ludziom dobrze się powodzi w Kraju Środka. Młodzi ludzi mają ogromne możliwości, pokolenie trzydziesto-, czterdziestolatków szybko się wzbogaciło. Oni naprawdę nie dostrzegają żadnych problemów z władzą. Częściowo wynika to oczywiście z cenzury, społeczeństwo ma dostęp tylko do pozytywnych informacji, czyta o sukcesach władzy. Nie ma informacji o korupcji, nadużyciach władzy, przymusowych przesiedleniach jakiś lokalnych społeczności, o przymusowej pracy w więzieniach, o obozach... Można długo wymieniać wady tego systemu. Mimo wszystko przeciętny Chińczyk nie ma pretensji do władzy.

Kolejnym aspektem pewnej karności, posłuszeństwa społeczeństwa w Chinach jest oczywiście sposób wychowania dzieci i młodzieży. Ogromny duch patriotyczny, tam naprawdę każdy obywatel identyfikuje się ze swoją ojczyzną. Odczułem to szczególnie w tłumie Chińczyków, którzy świętowali w Shenzhen przybycie ognia olimpijskiego w 2008 roku. Na plac przed ogromnym urzędem miejskim, na pobliskie ulice wyszły setki tysięcy osób. Wszyscy skandowali hasła patriotyczne, okrzyki dopingu dla sportowców "jia-you", nad tłumem powiewały setki chińskich flag. Dla mnie jako obcokrajowcy ta siła patriotyzmu, czy może już nacjonalizmu była trochę przerażająca. Jakieś zbiorowe szaleństwo patriotyczne. Gdybym jednak był Chińczykiem, na pewno czułbym się wyjątkowo, niesamowita ekscytacja, jeden naród, wszyscy razem, ramię w ramię. Tam ludzie mają różne opinie, różny styl życia, jednak wszyscy są rodziną, wszyscy są braćmi i siostrami (te określenia są zresztą często stosowane wobec kolegów i koleżanek z klasy, przyjaciół, współpracowników), to wszystko scala ludzi. Nawet nie chodzi o to, że w dobie kryzysu, pandemii, wojny, ryzyka, niebezpieczeństwa - oni się jednoczą, oni są zjednoczeni przez cały czas.

Szczęśliwi i dumni Chińczycy, igrzyska olimpijskie 2008 Było to doskonale widoczne w okresie pandemii koronawirusa, na początku 2020 roku. Tam nie było dyskusji, o tym czyja to wina, kto powinien budować szpitale polowe, dlaczego lekarze i pielęgniarki nie zarabiają więcej, czemu mamy nosić maseczki? W Chinach był jeden front, jedna, wielka armia przeciwko pandemii. Armia dosłownie i w przenośni. Władze w Chinach zawsze angażują wojsko i policję w walce z wszelkimi przeciwnościami. W czasie powodzi wojsko potrafi budować "żywy most", utworzony za pomocą lin i żołnierzy. W okresie walki z pandemią, tymi żołnierzami byli lekarze i pielęgniarki. Oni też nie pytali, ile na tym zarobią? Dlaczego mają jechać do innej prowincji? Oni przecież też mają swoje rodziny, boją się ryzyka. Nie było jednak takich dyskusji, bo traktowali to jako misję. Zadanie wyznaczone przez ojczyznę, ojczyznę, która teraz potrzebuje medyków, jak nigdy dotąd.

Gdzie w tym wszystkim człowiek, jednostka, jego prawa? Nie ma! Jest po prostu masa. Masa, która ma przestrzegać ustalonych zasad. Z humanitarnego punktu widzenia jest to okropne, ale przecież dzięki takiej postawie Chiny szybko poradziły sobie z koronawirusem. Depcząc prawa jednostki, można ocalić całe społeczeństwo.

Nie było tam żadnych dyskusji, protestów, podważania decyzji władz. Przeciwnie - każdy myślał, w jaki sposób może pomóc, jak zmienić tą sytuację i wrócić do normalności, do normalnej pracy, normalnego życia. Chińczycy bardzo poważnie potraktowali kwarantannę, większość przez 5-6 tygodni pozostała w domach. Na zakupy wychodziła tylko jedna osoba z rodziny, zwykle 2 razy w tygodniu. Biorąc pod uwagę zagęszczenie ludności, populację metropolii w Kraju Środka, gdyby te zasady były łamane, gdyby doszło do jakiś protestów, gdyby tylko niewielka część społeczeństwa zignorowała obostrzenia - mogłoby się to zakończyć milionami ofiar.

Co w tym czasie robiła Europa? Najpierw zignorowała zagrożenie, chociaż każdy wie, że codziennie przylatuje kilkadziesiąt samolotów z Chin. Później były dyskusje, podważanie istnienia jakiegokolwiek wirusa. Oczywiście był też okres, gdy większość mieszkańców Europy przeraziła się, pozamykali się w domach. Izolacja szybko jednak nam się znudziła. Słońce, wakacje, wyjazdy, wycieczki, wolność! Wszyscy, łącznie z naszą władzą zapomnieli o Covid-19. Teraz, w obliczu całkowitego lockdownu mamy protesty, dyskusje, podważanie opinii na temat noszenia maseczek, stwierdzenia, że żadnej pandemii nie ma, a w szpitalach leżą statyści?! Mamy też setki teorii spiskowych na temat tego wirusa. Na pierwszy plan wyszła oczywiście polityka i kłótnie. Gdzie są respiratory? Dlaczego brakuje lekarzy i pielęgniarek? Czemu teraz pojawił się temat aborcji, żeby tysiące wyszły na ulice i żeby to właśnie ich można było winić za większą śmiertelność? Władza wiedziała, co się dzieje, tylko ciężko przyznać się do błędów. Protesty także przyczynią się w dużej mierze do dystrybucji wirusa. Wolność jednostki jest ważniejsza niż dobro ogółu. Zamiast tak, jak Chińczycy walczyć z wirusem i traktować to jako priorytet, my znowu się kłócimy. Dajemy się skłócić dwóm partiom, które są dla Polski gangreną, dajemy się zmanipulować mediom, które reprezentują różne grupy interesów. Na tym właśnie polega różnica, Chiny walczyły z wirusem, a my walczymy między sobą.

Trwające liczenie głosów w USA, wybory prezydencki to kolejny przykład upadku demokracji. Jeśli wygrywa kandydat, którego nie popieramy, wówczas mówimy o oszustwie wyborczym. Przedłużone liczenie głosów, podejrzenie jakiś manipulacji, dorzucone głosy, podrobione karty itd. Dokładnie to samo przerabialiśmy już w Polsce. W zasadzie staje się to normą. Już żadne społeczeństwo nie potrafi przyjąć wyników wyborów "na klatę" i z honorem przyznać, że wygrał kontrkandydat. Dochodzi do protestów, zamieszek, demolowania sklepów, coraz większej agresji i wulgarności. Media zamiast uspokajać sytuację, zwykle ją zaogniają. Nie ma już obiektywnych stacji telewizyjnych, gazet, może jeszcze niektóre stacje radiowe zachowują więcej neutralności.

Nienawiść polsko-polska trwa, marsz niepodległości 2018 Teraz pojawia się pytanie, czy demokracja w ogóle jeszcze działa? W normalnych warunkach działa stosunkowo dobrze, sprawdzała się przez dekady. W dobie kryzysu - jak obecna pandemia, zdecydowanie się nie sprawdza. Co byłoby w sytuacji poważniejszej pandemii, tak jak wirus ebola na przykład? Co w sytuacji większych protestów, ogólnokrajowych zamieszek? Nigdy nie widziałem, aby na ulicy jakaś grupa Chińczyków kłóciła się z inną grupą - mowa oczywiście o poglądach politycznych. W porządku, tam nie ma demokracji, nie ma wolności słowa. Tylko czy teraz ta wolność słowa powinna być priorytetem? Czy w obliczy kryzysu, wojny, pandemii nie powinno być tak, że liczy się byt, dobro państwa, społeczeństwo jako całość? Czy właśnie teraz wszelkie opinie o tym, że nie ma wirusa, nie powinny być usuwane, cenzurowane? Czy policja nie powinna rozprawić się z protestującymi? Gdzie jest granica pomiędzy wolnością jednostki, a bezpieczeństwem całości społeczeństwa? Czy dzisiaj prawo aborcyjne młodej Polki jest ważniejsze od śmierci starszego mężczyzny, który umiera na Covid-19? Dlaczego ten temat został teraz "uruchomiony"? Nie znam odpowiedzi na te pytania, ale wiem, że niezgoda naprawdę nas rujnuje. Skakanie sobie do gardeł, gdy prawdziwym wrogiem jest pandemia jest żenujące. Ta maszyny nienawiści polsko-polskiej jest tak rozpędzona, że nie dostrzegamy już realnych problemów i zagrożeń. Historia pokazała wielokrotnie, że dla Polski takie wewnętrzne spory kończą się bardzo źle - wojną, zaborem, kryzysem gospodarczym. Dlaczego wciąż w to brniemy? Może to nasza cecha narodowa? Wolałbym jednak, żebyśmy razem, ramię w ramię, zupełnie jak Chińczycy potrafili się wspierać i zwalczyć realne zagrożenie. To pozostanie jednak w sferze życzeń, marzeń, bo w Polsce wciąż "nienawiść rodzi nienawiść".


KOPIOWANIE, PRZEPISYWANIE, CYTOWANIE, PUBLIKOWANIE CAŁOŚCI LUB FRAGMENTU TEKSTU BEZ ZGODY AUTORA JEST ZABRONIONE!!!

Koniecznie dodaj komentarz z konta Facebook!


 

 

 

© copyright Bartłomiej Magierowski - wszystkie prawa autorskie zastrzeżone