Chiny - bogactwo to codzienność

Bartłomiej Magierowski

Zapytałem ostatnio jednego z moich dostawców, ile płaci swoim robotnikom. Powiedział mi, że około tysiąc dwieście yuanów (czyli około pięćset złotych), biorąc pod uwagę, że wydatki w Chinach są o połowę niższe niż te w Polsce, a w małych miasteczkach nawet o 70% niższe, jest to dobra pensja. Chiny się zmieniają, ewoluują! Już teraz niektórzy mówią o szukaniu dostawców w Wietnamie, Pakistanie, czy w Indiach, Chiny po prostu się bogacą, a co za tym idzie drożeją.

Coraz częściej po ulicach Shenzhen krążą drogie BMW, Mercedesy, pojawiły się już pierwsze salony Ferrari, a na pola golfowe i korty tenisowe ludzie ustawiają się w kolejkach. Społeczeństwo w wielkich miastach Chin, takich jak Szanghaj, Shenzhen, Guangzhou (Kanton), Pekin bogaci się z dnia na dzień.

Nie grożą już nikomu plagi głodu. Dziecko, które zdobyło wyższe wykształcenie (co wcale nie jest aż tak trudne) może śmiało wyruszyć do wielkiego miasta, po kilku latach, a może nawet po kilku miesiącach może utrzymać całą rodzinę, rodziców i rodzeństwo, które pozostało na wsi.

Shenzhen to miasto wielkich sukcesów i spełnionych marzeń. Znam setki młodych ludzi, którzy stali się bogaci w ciągu kilku lat pracy tutaj. Schemat jest prosty. Dziewczyna znająca średnio język angielski przyjeżdża pociągiem z prowincji Hunan do Shenzhen. Dość łatwo może tu znaleźć pracę, jest specjalny market, w którym firmy poszukują specjalistów, inżynierów, pracowników biurowych. Można też łatwo znaleźć ogłoszenie w Internecie, równie szybko zaprosi nas na rozmowę firma, do której po prostu wyślemy e-mail z zapytaniem o pracę. Miejsc do pracy nie brakuje, w tym sześciomilionowym mieście praca wrze. Oczywiście pierwsza praca rzadko kiedy jest idealna, ale zawsze zapewnia zarobek rzędu 500-700 PLN w mniejszych firmach i 1000-1200 PLN w dużych firmach, co wystarcza na utrzymanie mieszkania (lub wynajęcie pokoju). Najczęściej firmy w Chinach zapewniają obiad swoim pracownikom, nie jest to regułą oczywiście.

Młoda dziewczyna szybko uczy się nowych zadań, pogłębia swoją wiedzę o handlu, transporcie, a co więcej ma szanse posługiwania się językiem angielskim. W ciągu kilku miesięcy sama rozumie, że jest wartościowa dla pracodawcy i albo ten zwiększa pensję (co jest normalne), albo sama odchodzi i szuka bardziej motywującego zajęcia. W ciągu kilku miesięcy może zmienić pracę kilka razy, ale już w ciągu roku jej pensja może wynosić nawet pięć tysięcy yuanów (około 2200 złotych), dla przykładu podam, że wynajęcie nowego mieszkania 80 m2 może kosztować tysiąc osiemset yaunów miesięcznie. Obiad w dobrej restauracji to wydatek pięćdziesięciu yuanów, a skromny obiad w popularnym chińskim fastfoodzie to raptem dziesięć yuanów. Ci młodzi ludzie żyją skromnie, tak są nauczeni. Oszczędzają szybko pieniądze, w ciągu dwóch, trzech lat kupują mieszkania na kredyt, a spłacanie kredytu niewiele różni się od wynajmowania lokum (opłaty są podobne).

Wielu z tych młodych ludzi szybko poznaje prawa biznesu, zdobywa klientów i ciężką pracą pnie się po szczeblach kariery. Gdy firma, w której pracują nie oferuje już niczego ponad ich ambicje wówczas otwierają własne firmy. Czasami półlegalnie pracując w domu i współpracując z jakąś firmą, a częściej legalnie, rejestrując własną firmę. Język angielski (czasami niemiecki, rosyjski lub francuski), obsługa komputera, podstawy handlu, podstawowa wiedza o transporcie to gwarant sukcesu w Chinach. Z takimi umiejętnościami w Polsce możemy co najwyżej starać się o pracę w jakimś biurze za tysiąc złotych miesięcznie, wydatki na codziennie życie mamy dwu lub nawet trzykrotnie wyższe niż w Chinach, a pensje mamy takie same. Rachunek jest prosty, pracownik biurowy w Chinach może kupić za swoją pensję na przykład trzynaście par sportowych butów (oryginalne marki Nike, czy Adidas) w miesiącu, w Polsce możemy kupić o połowę mniej. Tak samo rachunek wygląda z wynajmem mieszkań, czy wydatkami na energię elektryczną, gaz i wodę.

Czasami sam fakt, że jest się mieszkańcem Shenzhen zapewnia nam już dostatnie życie. Gdy powstawała w Shenzhen specjalna strefa ekonomiczna, jedna z pięciu w całych Chinach ludzie z dnia na dzień z rolników stali się milionerami. Czterdziestoletnia kobieta otrzymała od rządu dwadzieścia sześć mieszkań w zamian za ziemię, którą utraciła. Mieszkania te wynajmuje w cenie około tysiąca pięciuset yuanów miesięcznie, co daje jej miesięczny przychód około trzydziestu dziewięciu tysięcy yuanów. Najzabawniejsze jest dla mnie to, że ludzie ci jeżdżą starym skuterem, ubierają się dość ubogo, a wolne chwile spędzają siedząc na trawce w parku, albo grając w ukochanego mahjonga, czy w karty.

Chiny bogacą się i nikt temu nie zaprzeczy. Widać to wszędzie. Oczywiście nie brakuje ludzi biednych, żebraków, inwalidów, ale ich odsetek jest coraz mniejszy, klasa średnia rośnie w siłę, i szybko przekształca się w klasę o najwyższych dochodach. Na każdym rogu pojawiają się coraz droższe restauracje, kawiarnie, które bazują na europejskim klimacie i windują ceny do góry, klientów i tak nie brakuje, choć można zjeść lepiej i taniej w innych miejscach. Liczy się prestiż. Powszechne są też pola golfowe i korty tenisowe, sport to również prestiż dla Chińczyków. Jest to też kolejny sposób na trwonienie coraz to większych przychodów, można przecież kupić cały zestaw kijów golfowych, torbę skórzaną do kijów, tak samo najdroższe rakiety tenisowe, etui na rakiety, komplet firmowych piłek i firmowe ciuchy. Marki odgrywają coraz większą rolę w Chinach. Wcale nie musi to być Adidas, czy Louis Vuitton, nie brakuje tu bowiem chińskich marek, które cenami dorównują światowym sławom, a czasem są nawet droższe. Chętnych też nie brakuje.

W większości miast, na peryferiach pojawiają się też przeróżne salony samochodowe, VW, Audi, BMW, Mercedesy. Sławne VW Santany z dnia na dzień są sukcesywnie wymieniane na najnowsze Hondy, Nissany, Toyoty, Buicki, BMW, a nawet Mercedesy i Jaguary. Ulice Shenzhen są już chyba bardziej niemieckie niż te we Frankfurcie, większość aut tutaj to Audi, Mercedesy i BMW. Co ciekawe sportowe auta i te bardziej nietypowe jak Porshe, Audi TT, czy nowy „garbus” są domeną kobiet. Niebywałe jest to, że to najczęściej dziewczyny w wieku 25-30 lat są właścicielkami takich aut. Może są to żony bogatych biznesmenów, które otrzymały efektowny pojazd w prezencie, ale równie często są to niezależne dziewczyny, często nawet bez partnera. Jak to możliwe? Zdobyły to wszystko pracą, ciężką pracą. Często są menadżerami chińskich firm, japońskich korporacji, czy amerykańsko-chińskich firm joint-venture.

Wcale nie trzeba mieć wyższego wykształcenia, aby normalnie żyć w takim mieście. Dla ludzi ze średnim wykształceniem też nie brakuje pracy, przy odrobinie szczęścia może to być praca w biurze, w firmie handlowej. Jeśli nie, pozostaje praca w supermarkecie, w restauracji, czy w jakimś sklepie z ciuchami lub elektroniką. Bardzo często pracodawca zapewnia mieszkania takim pracownikom. Większość restauracji wynajmuje mieszkania dla swoich kucharzy i kelnerek. Oczywiście nie są to luksusowe apartamenty, ale dla Chińczyków, którzy przywyknęli do skromnego życia to rzecz normalna, dzielą pokój z dwiema, czasem trzema osobami. W najgorszej sytuacji są chyba pracownicy fabryk, którzy mieszkają w pokojach, a nawet salach dla sześciu czy ośmiu osób.

Popularne stało się w Polsce powiedzenie, że ktoś pracuje za miskę ryżu, może w Polsce, bo raczej nie w Chinach. Fabryki również ewoluują, zapewniają lepsze warunki robotnikom i muszą utrzymywać w miarę dobre pensje, inaczej siła robocza szybko ucieknie do sąsiedniej fabryki, która zaoferuje im lepsze pieniądze. Nie brakuje również biednych fabryk, w których pracuje się w okropnych warunkach, w hałasie, w zapyleniu, a czasem też obcując z groźnymi dla zdrowia substancjami chemicznymi. Odwiedziłem kilka tygodni temu fabrykę z jednym Polakiem, jego komentarz był krótki „U nas taką fabrykę od razy by zamknęli, zobacz, żadnej wentylacji, zero przepisów BHP”. Podkreślam jednak, że fabryki się zmieniają, szybko budują nowe hale, starają się o certyfikaty ISO, zakupują nowe, lepsze, cichsze i na pewno też bezpieczniejsze maszyny. Coraz częściej chcą pozyskać wartościowych klientów z Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Anglii, Hiszpani... a im może się nie podobać brud, bałagan, przestarzałe technologie i brak wentylacji.

Miałem też okazję odwiedzić fabryki, które trudno porównać do tych w Europie. Czyste, potężne, nowoczesne, o ogromnej mocy przerobowej. Tych fabryk przybywa z dnia na dzień i wcale nie różnią się niczym (pod względem czystości, nowoczesności i porządku) od tych, które znamy z przedmieści Europejskich miast.

Mógłbym teraz pisać o złych stronach życia w Chinach. Przyznam, że w polskiej prasie pojawiły się już setki gorzkich artykułów krytykujących Chiny. Najczęściej pisali je dziennikarze, którzy przyjechali tu na siedem dni podając się za biznesmenów. Odwiedzili jedną fabrykę, a brak wentylacji i brak światła słonecznego tak ich pobudził, że pisali źle o całych Chinach. Spotkali dwóch żebraków na jednej z głównych ulic i postanowili napisać, że całe społeczeństwo w Chinach jest ubogie i wyzyskiwane. Ale tak nie jest! Nie będę też pisał o więzieniach i obozach pracy, bo ich nie widziałem. Widzę natomiast codziennie setki, tysiące, miliony młodych ludzi, którzy kupują najnowsze samochody, świeżo wybudowane mieszkania, a w sobotę idą pograć w golfa, wieczorem mogą zrelaksować się masażem stóp, wizytą u fryzjera, a w nocy odwiedzić z przyjaciółmi ulubiony KTV (klub karaoke). I wcale nie interesuje ich czy rząd jest komunistyczny, czy demokratyczny, czy mają cenzurę czy nie. Kogo to obchodzi, jeśli ludziom wiedzie się dobrze?

Znam kilkunastu ludzi w Polsce, w wieku 20-30 lat, którzy nie mają pracy, albo pracują za osiemset złotych. Ich pierwsza praca w Polsce to często zabójcza pensja pięciuset złotych miesięcznie, przyznam szczerze, że niejeden robotnik zarabia tyle samo w Chinach. Moich przyjaciół z Polski nie stać na nowe samochody, a już tym bardziej nie stać ich na mieszkania, żartują sobie, że może za dwadzieścia, czy trzydzieści lat uzbierają pieniądze na mieszkanie. Jak to się odnosi do sytuacji w chińskich miastach, tam szans jest o wiele więcej.

Jeśli więc ktoś krytykuje Chiny przez pryzmat komunistycznego rządu, wyzysku, łapówkarstwa, układów powinien najpierw popatrzeć obiektywnie na Polskę. Na pewno nikt nie powinien pisać o biednych Chinach, bo nie znam takiego państwa. Kraj środka bogaci się, a skoro cały kraj się bogaci dotyczy to też zwykłych ludzi, robotników, taksówkarzy, kucharzy, recepcjonistek, pracowników biurowych, właścicieli firm i fabryk. Oczywiście są też biedne rejony, pozbawione przemysłu, oddalone od turystycznych szlaków, w których ludzie żyją ubogo. Szansą dla tych ludzi, a może raczej dla ich potomstwa są duże miasta portowe, w których nie brakuje firm handlowych, spedycyjnych, wielkich korporacji i fabryk.

W kraju środka bogactwa nie wypada się wstydzić, nasze polskie narzekanie na pewno nie jest domeną Chińczyków. Tutaj każdy chce być człowiekiem sukcesu, poczynając od kierowcy taksówki, który kupuje sobie najnowszy telefon komórkowy, na biznesmenie, który kupuje najnowsze BMW i potężne mieszkanie w drogiej dzielnicy kończąc. Po prostu wypada być bogatym, człowiekiem sukcesu, i wcale nie oznacza to, że jest się od razu oszustem, wyzyskiwaczem, kombinatorem. Oczywiście nie brakuje tu nadal układów, układzików i łapówkarstwa, ale nie każdy, kogo stać na nowy samochód czy laptopa ma powiązania z komunistycznym rządem, to po prostu biznes, handel.

Wiem, że ludzie nadal krytykują Chiny za łamanie praw człowieka, za Tybet, czy za spory z Tajwanem, ale może właśnie dzięki tej krytyce wszystko się zmienia. Na pewno zmienia się na lepsze sytuacja przeciętnego obywatela Chin. Obserwuję to na co dzień i naprawdę chciałbym, żeby w Polsce ludzie mogli żyć w takim dostatku jak Chińczycy w Shenzhen. Może to absurdalne, ale jeśli nie wierzycie - zapraszam do Chin.


KOPIOWANIE, PRZEPISYWANIE, CYTOWANIE, PUBLIKOWANIE CAŁOŚCI LUB FRAGMENTU TEKSTU BEZ ZGODY AUTORA JEST ZABRONIONE!!!

Koniecznie dodaj komentarz z konta Facebook!

Zibi

komentarz z dnia 12.7.2014, godz. 21:03

W Polsce mamy trzeci świat, bo mamy socjalizm, który nagradza nieudacznika a karze pracowitego. Do tego urzędasy i ta biurokracja. W tym kraju nie pozwalają człowiekowi wziąć odpowiedzialności za swój los.

Roszako

komentarz z dnia 29.3.2007, godz. 20:41

Z autorem tego artykułu moge się w stu procentach zgodzić. Wrociłem własnie z drugiego mojego pobytu w Chinach i znowu jestem mile zaskoczony.Znajomi, no cóz nie uwierzą dopoki nie zobaczą:)

Ols

komentarz z dnia 30.12.2006, godz. 22:02

Bylem w Chinach kilka razy, teraz znowu wyjezdzam na dluzej do Shenzhen. Moge tylko potwierdzic opinie autora. Polskie mity o Chinach - to wielka bzdura! Gdy znajomi pytaja "I jak tam w Chinach?" odpowiadam: "Trzeci swiat". I dodaje "W Polsce".

Meg

komentarz z dnia 28.11.2006, godz. 21:10

Co z tego że milion ludzi ma dobrze, skoro w Chinach mieszka miliard osób! W Malawi też znajdziesz bogatych ludzi. Idąc twoim tokiem rozumowania to Indie są najbogatsze, bo tam najwyższa kasta ma kasy że ho ho. Nie tylko Ferrari ale i helikoptery.


 

 

 

© copyright Bartłomiej Magierowski - wszystkie prawa autorskie zastrzeżone