Bezpieczny import z Chin!

DZIENNIK

moje zapiski z życia w Chinach

CZYTAJ OD POCZĄTKU, LUTY 2006
<<<poprzednie wpisynastępne wpisy>>>

Sobota, 21 kwiecień 2012

Mój dobry przyjaciel, Chińczyk spodziewa się drugiego dziecka. Ponieważ ani on, ani jego żona nie są jedynakami, mieszkają w dużym mieście nie mogą uzyskać tak po prostu zgody na drugiego potomka. Muszą zapłacić karę, po przeliczeniu około 50 tyś. złotych. Trudno to sobie wyobrazić, ale takie są realia w Chinach. Wszystko zależy jeszcze od prowincji, od tego czy pierwsze dziecko to syn czy córka, czy mieszkają w mieście czy na wsi itp. Ogólnie władze całkowicie kontrolują ilość urodzeń. Rozwiązaniem są kary finansowe, ukrywanie dziecka lub aborcje. Istnieje jeszcze możliwość odpłatnego porodu w Hong Kongu, aby dziecko miało od razu inne obywatelstwo, więcej swobód. Taka usługa to podobna kwota do tej kary. Problem jednak w tym, że straż graniczna nie tak łatwo przepuszcza kobiety w ciąży przez granicę. Jak się domyślam potrzebne jest jakieś pismo, potwierdzające zgodę szpitala i możliwość porodu w Hong Kongu. Zaawansowaną ciążę trudno ukryć, w upalną pogodę nikt nie chodzi w płaszczach, do tego są skanery temperatur ciała - na nich też widać pewnie brzuszek mamy. Niektórzy może powiedzą, że dobrze iż Chiny kontrolują liczbę ludności, ale to tylko pozory. Coraz więcej zamożnych rodzin decyduje się na kolejne dzieci i po prostu płacą kary bez słowa sprzeciwu. Ludzie władzy nie muszą się tym nawet przejmować, lokalni biznesmeni, samorządowcy również nie muszą się takimi przepisami przejmować. Tak więc ta kontrola narodzin dotyczy głównie zwykłych, prostych Chińczyków, którzy nie mają żadnych praw, nawet prawa do drugiego dziecka! Czy to jest sprawiedliwe?

Sobota, 5 maj 2012

Obserwujemy, że Chiny stają się coraz bardziej "markowe". Znikają coraz szybciej małe, drobne sklepiki, stragany, targowiska (przynajmniej w dużych miastach), w ich miejsce pojawiają się bardziej eksluzywne, markowe butiky, sklepy, salony. Dotyczy to każdej branży: odzież, biżuteria, motoryzacja, kosmetyki, elektronika. Co prawda władza zawsze wspiera lokalne wyroby, ale coraz bogatsze społeczeństwo preferuje światowe, rozpoznawalne marki. Wiadomo, że ktoś kto ma i-Phona wygląda lepiej niż ktoś używający telefonu TCL. To samo dotyczy marynarek, spódnic, zegarków... Ludzie zaczynają się porównywać i oceniać. Dochodzi nawet do tego, że jakiś biedniejsze dziewczyny z klubów KTV, czy jakieś kelnerki starają się mieć porządny telefon. Dlatego też tak popularne stały się zakupy w Hong Kongu, gdzie na każdym rogu są markowe przedmioty. W chińskich metropoliach takich jak Szanghaj, Shenzhen, Guangzhou i Pekin też odnajdziemy wiele sławnych marek. Ironia polega na tym, że czasami te sławne wyroby są produkowane w tych samych fabrykach, gdzie robione są typowo chińskie produkty na lokalny rynek. Dotyczy to na przykład odzieży, butów, torebek. Chińczycy ufają jednak coraz bardziej odpowiednim nalepkom, oznaczeniom i logo, które nie zawsze wyróżniają się jakością, bardziej natomiast ceną. Chyba o to właśnie chodzi - żeby wydać jak najwięcej i wszystkich wokół siebie zachwycić.

Poniedziałek, 11 czerwiec 2012

Aktualnie większość chińskich żon nie ma pożytku z mężów, bo panowie są zajęci oglądaniem Euro 2012. Różnica czasu 6 godzin powoduje, że mecze są emitowane na żywo w godzinach od 24 do 4:30 w nocy. Teraz wielu chińskich biznesmenów chodzi też niewyspana do pracy. Chiny nigdy nie zachwycały się własnym, rodzimym futbolem, ale to co dzieje się na Europejskich stadionach zawsze ich pasjonuje.

Poniedziałek, 11 czerwiec 2012

Mój znajomy Chińczyk też oglądał pierwszy mecz na żywo i pogratulował mi smsem w środku nocy pierwszego gola Euro 2012. Niestety, gdy Grecja wyrównała wysłał smsa "O mój Boże!". A gdy nasz bramkarz otrzymał czerwoną kartkę napisał do mnie "Ohohoho". Ostatecznie jednak, późno w nocy stwierdził, że wynik jest zadowalający i może spokojnie spać. W Polsce powinniśmy mieć świadomość, że nawet Chińczycy nam kibicują - tak więc "DO BOJU POLSKO!" (mamy wsparcie Chińskiej Republiki Ludowej).

Piątek, 15 czerwiec 2012

Moja dobra przyjaciółka - Chinka została ciocią. Ma teraz wiele dodatkowych zajęć. Problem polega na tym, że niemowle nie chce jeść mleka matki i muszą kupować mleko w proszku. W każdym normalnym kraju nie byłoby nic nadzwyczajnego, ale żeby w Chinach kupić bezpieczne mleko trzeba się wybrać do Hong Kongu na zakupy. Często widywałem ludzi z torbami wypchanymi puszkami mleka, którzy przekraczali granicę. Kiedyś nasza inna znajoma też dostała takie zlecenie - przewiozła mleko dla koleżanek. Wszystkie te kłopoty zaczęły się w 2008 roku, gdy odkryto zatrute mleko w proszku, afera z melaminą. Od tego czasu przeciętni Chińczycy nie ufają rodzimym producentom. Mnie zadziwia natomiast fakt, że społeczeństwo nie domaga się zmian, dokładnych kontroli, całkiem po prostu nie ufają zapewnieniom władz i chyba już nikt rozsądny nie poda dziecku typowo chińskiego mleka.

<<<poprzednie wpisynastępne wpisy>>>

 

 

 

© copyright Bartłomiej Magierowski - wszystkie prawa autorskie zastrzeżone