DZIENNIK
moje zapiski z życia w Chinach
CZYTAJ OD POCZĄTKU, LUTY 2006| <<<poprzednie wpisy | następne wpisy>>> |
Czwartek, 28 lipiec 2011 |
Czytamy często o różnych przymusowych wysiedleniach, jakiś protestach w odległych prowincjach Chin, czy wręcz o wyrzucaniu ludzi na bruk i wyburzaniu starych osiedli, wiosek, by zbudować jakieś fabryki, autostrady, tamy czy elektrownie. To w Chinach codzienność! Dopiero teraz jednak spotkałem się z tym problemem bardziej bezpośrednio. Otóż, w pewnej wiosce w Hunan władze zmuszają ludzi, by ci budowali nowe domy (w miejsce starych). Ziemia i tak nie należy do nich, a do chińskich władz. W ostatnich latach wioska się rozrosła, powstała nowa droga, w okolicy pojawiły się fabryki, hotel i budynki sądu, gmachy samorządowe (pisałem o tym kiedyś). Wujek mojej żony musiał na przykład wyburzyć nowy dom (2 piętra), bo stał zbyt blisko drogi. Otrzymał jakieś tam odszkodowanie, ale wiem jak wiele pracy wymaga taka budowa. U nich nie buduje się willi z ogródkiem, są to raczej proste domy z czerwonej cegły, nie zawsze nawet otynkowane. W środku nie ma wielu mebli, są stare stoły, krzesełka. Nikt tam od razu nie ma kina domowego, DVD, narożnej kanapy ze skóry, a salony przypominają wręcz klepisko, gdzie suszy się nawet plony. Zapanowała moda na budowę wysokich, piętrowych domów, żeby pokazać, która rodzina ma więcej pieniędzy. Niestety ciężar takich projektów przebudowy domu spada często na dzieci, które pracują w miastach i wysyłają wszystkie pieniądze rodzicom. Starzy ludzie są zmuszeni do budowy lepszych domów, bo najwyraźniej władze lokalne chcą się przypodobać władzom centralnym w Pekinie i pokażą im rozbudowaną, prosperującą wioskę. Czy w czasach Mao nie było podobnie, gdy przenoszono urodzajne pola wokół trasy przejazdu pociągu przewodniczącego? W Państwie Środka za każdym sukcesem kryje się jakaś większa lub mniejsza tragedia ludzka. |
Sobota, 13 sierpień 2011 |
Shenzhen przeżywa teraz Uniwersjadę, ale widzę, że w Świecie to wydarzenie przemija bez większego echa. Wielu obcokrajowców dochodzi do wniosku, że Chińczycy potrafią takie eventy organizować, ale nie potrafią się nimi cieszyć. Problem polega na tym, że władze Chin chcą wszystkie imprezy doskonale zabezpieczać, w ten sposób publiczność i zwykłych gapiów trzyma się na dystans. Zamyka się drogi, mosty, przejścia naziemne, ustawia się tysiące kilometrów barierek. Oczywiście tłumy nadal starają się coś dojrzeć, czekają godzinami na przykład na maraton z pochodnią czy na jakieś przemowy VIPów. Wszystko jest jednak kontrolowane w 100%. Nie ma mowy o spontanicznych odruchach publiczności, widzów. Wielu obcokrajwców też odczuwa zmiany w okresie Uniwersjady. Niektórzy już się żalą, że bary i kluby nocne mają być zamknięte przed 2 w nocy. Poza tym całkowicie wyłączono z ruchu niektóre ulice, przez jeden dzień było nawet zamknięte lotnisko i jak zwykle wszędzie są dodatkowe, skrupulatne kontrole bezpieczeństwa. Zastanawiam się, czy jest więcej radości z takich imprez, czy więcej utrudnień i zmian? Z punktu widzenia ludzi, którzy przylatują do Shenzhen na Uniwersjadę pewnie wszystko jest dobrze zorganizowane i zabezpieczone, ale 'miejscowi' nie mają teraz lekkiego życia, czeka ich wiele wyrzeczeń. A wszystko po to, żeby za tydzień władze Chin mogły same sobie pogratulować, jak świetnie wykonali robotę i znów zachwycili cały Świat. |
Wtorek, 23 sierpień 2011 |
W Chinach można zaobserwować takie śmieszne sytuacje. Można się wybrać na przykład na ulicę Nanjing Lu w Szanghaju czy centrum handlowe MixCity w Shenzhen... tam właśnie wielu bogatych Chińczyków chodzi po firmowych sklepach Louis Vuitton, Rolex, Pierre Cardin, Cartier, Giorgio Armani, Dior, Chanel. W tym samym czasie tłumy Amerykanów, Rosjan, Polaków, Włochów, Francuzów poszukują tanich podróbek, dają się namówić ulicznym naganiaczom, chodzą po zaułkach, wchodzą do piwnic kamienic, do zasłoniętych dyktami mieszkań, aby znaleźć wymarzonego Rolexa, torebki LV, podróbki iPhona, kopie telefonów Vertu Ferrari, zegarki Breitling i Patek Philippe prawie jak oryginalne. Nastąpiło tam takie odwrócenie stereotypów. Pozornie biedni Chińczycy pracujący za miski ryżu (chyba złote miski) chodzą po firmowych, klimatyzowanych salonach. W tym czasie wszyscy biali ludzie (z założenia lepsza rasa od Azjatów - to bynajmniej nie moja opinia, ale tak się w Świecie przyjęło) biega po śmierdzących kamienicach za tanimi podróbkami. Biali zeszli na psy! Ha ha. |
Czwartek, 29 wrzesień 2011 |
Wydaje mi się, że w polskich mediach - szczególnie w internecie i prasie pisze się już inaczej o Chinach. O ile prasa zagraniczna ma dosyć obiektywne zdanie na temat Kraju Środka (zwłaszcza Stany Zjednoczone i Niemcy) to Polacy zaczynają zachwycać się Chinami. Kilka lat temu była ogólna fala krytycyzmu Chin, a wszystkie felietony można było skrócić do jednego wniosku "co z tego, że miasta są bogate, jak na wsi, gdzie mieszka 70% populacji jest bieda". Tak naprawdę według najnowszych statystyk na wsi mieszka około 50% całej populacji Chin. Obecnie media coraz bardziej zachwycają się Chinami - nie tylko gospodarką, ale pojawiają się newsy sportowe, filmowe, ciekawostki itp. Wydaje mi się, że coraz większa liczba Polaków widziała Chiny na własne oczy (wystawy, targi, misje gospodarcze lub wycieczki, studia) i teraz zachwycają się nimi. Domyślam się, że za około 20 lat zmienimy znowu pogląd na Kraj Środka i stanie się on bardziej obiektywny, bardziej dojrzały. Głos w sprawach chińskich nie będzie ani zbyt krytyczny, ani zbyt pochlebny. |
Niedziela, 2 październik 2011 |
W chińskich miastach potworzyły się takie enklawy białych ludzi. Obszary te albo się powiększają, albo tworzy się kilka podobnych rejonów w różnych częściach metropolii. Na czym to polega? Na różnych forach i wśród znajomych, którzy przybywają do Chin pojawia się opinia, że dany rejon jest popularny wśród obcokrajowców. Jakie są uwarunkowania, by powstała taka enklawa? Po pierwsze musi tam być kilka różnych barów w stylu zachodnim (amerykańskie bary, irlandzkie puby), musi tam być dobre centrum handlowe i hipermarket oferujący m.in. sery żółte i importowane produkty. Równie ważne, aby w tej enklawie były dobre, duże mieszkania w nowych blokowiskach, czasem z widokiem na morze. Często w takich rejonach są też różne salony masażu, wiele restauracji z angielskim menu, jakieś siłownie/SPA, międzynarodowe szkoły dla dzieci obcokrajowców mieszkających w Chinach. Z jednej strony wszystko to ułatwia im pobyt w Kraju Środka, z drugiej jednak jakby odgradza ich od "chińskiej codzienności". |
| <<<poprzednie wpisy | następne wpisy>>> |
© copyright Bartłomiej Magierowski - wszystkie prawa autorskie zastrzeżone

