DZIENNIK
moje zapiski z życia w Chinach
CZYTAJ OD POCZĄTKU, LUTY 2006| <<<poprzednie wpisy | następne wpisy>>> |
Środa, 5 październik 2011 |
W Chinach nadal zadziwia mnie rynek nieruchomości. Kryzys to raczej pojęcie obce w tej branży. Pewnie, że w najgorszym okresie wielu biznesmenów z Hong Kongu przestało inwestować w mieszkania w Shenzhen, ale one wcale nie staniały. Po prostu stały puste i czekały na lepsze czasy. W tym rejonie Chin nie ma zim, nie ma ujemnych temperatur, więc nie trzeba mieszkań ogrzewać, nic złego im się nie stanie. Jedyne wady, spękania to po prostu zaniedbania firm budowlanych. Ceny nadal szokują! W Polsce za 350-450 tysięcy można kupić jakiś domek 115-190 m2 na przedmieściach z działką (ogródkiem). W Chinach w tej cenie można kupić byle jakie mieszkanie (też na przedmieściach) o powierzchni około 60-70 m2. Gdyby ktoś chciał pomieszkać w centrum Shenzhen, Guangzhou czy Szanghaju to może sobie kupić mieszkanie (zwykle zbudowane w bardzo prosty sposób, białe ściany, najtańsze drzwi, tanie aluminiowe okna z pękającymi zawiasami) za około 20-30 tysięcy RMB za 1m2 (w przeliczeniu 10-15 tysięcy PLN). Problem polega na tym, że ten rynek nie może się nasycić. Tu nie ma programu "rodzina na swoim", biedna rodzina po prostu klepie swoją biedę. Bogaci natomiast kupują jedno, dwa, trzy mieszkania. Po jednym dla kochanek, dwa dla dzieci, trzecie jako inwestycję, do późniejszej odsprzedaży lub wynajmu. W Polsce też się to zdarza, ale na pewno nie na taką skalę jak w Kraju Środka. Tacy ludzie cały czas napędzają ten rynek i ceny cały czas rosną. |
Sobota, 15 październik 2011 |
CZY WIECIE, ŻE... w nowoczesnych Chinach XXI wieku nadal przetrwały pewne tradycje rodzinne. Oczywiście wszystko zależy od prowincji, obyczajów, ale są pewne podobieństwa. Niektóre tradycje przetrwały nawet w dużych miastach. Chodzi o to, że gdy w rodzinie jest syn i córka to mieszkanie/dom powinien w przyszłości należeć do syna i jego żony. Córka powinna odejść, wyprowadzić się do przyszłego męża. Dlatego w Chinach funkcjonuje określenie "wziąć żonę" - dosłownie, bo to przyszły mąż musi jej zapewnić 'gniazdo'. Rodzice dziewczyny oddając córkę traktują to tak, jakby 'wyrzucali wodę'. Córka już nie wróci i nie odpowiada za starzejących się rodziców. Właśnie dlatego syn lub synowie powinni opiekować się rodzicami. Takie rozwiązania wynikały nie tylko z obyczajowości, ale z braku systemu emerytalnego (teraz jest już wprowadzany). |
Czwartek, 10 listopad 2011 |
Żona ma taką koleżankę, która dosyć długo starała się o względy ukochanego, a raczej o akceptację jego rodziny. W Chinach takie 'błogosławieństwo' rodziców i dziadków jest bardzo ważne dla obojga partnerów. Praktycznie nie ma mowy o wspólnym życiu, małżeństwie, jeśli jedna ze stron ma jakieś obiekcje. Często są to bardzo tradycyjne, wręcz żelazne zasady: czy on zapewni jej dostatnie życie, czy ona urodzi mu syna, czy ona jest ładna i zgrabna, czy on ma mieszkanie itp. Brzmi banalnie, ale chińskie rodziny patrzą na realia, nie na uczucia. I tak się złożyło, że babcia tego chłopaka błagała jego dziewczynę na kolanach (dosłownie) i ze łzami w oczach, aby zerwała z jej wnukiem i dała mu spokój, o ślubach nie było mowy. Cała jego rodzina nie mogła zaakceptować tego, że dziewczyna jest bardzo niska - jakieś 145cm i nie jest typową chińską pięknością. Oni mimo wszystko byli ze sobą, mieszkali razem w innym mieście niż ich rodziny. Ostatecznie doszli do porozumienia, ale trwało to chyba ponad rok czasu. Pobrali się, ale ona zbytnio chyba nie docenia tego małżeństwa. Tak bardzo jej zależało, ale jakiś czas temu chwaliła się, jak to ją faceci na basenie podrywali, jak bardzo jest urocza. Raz była też na jakiejś kolacji w hotelu z pewnym znajomym obcokrajowcem. Trochę dziwne zachowanie, jak na dziewczynę, która tak bardzo walczyła o jednego Chińczyka i walczyła dosłownie z jego rodziną. Po co tak się poświęcała? Po co utrudniała im życie, skoro teraz zachwycają ją inni i lubi flirtować? |
Sobota, 26 listopad 2011 |
Mam wrażenie, że z roku na rok kino chińskie jest coraz gorsze. Może widzowie w Polsce inaczej to odbierają, bo produkcji z Kraju Środka jest niewiele i jeśli ktoś w ogóle interesuje się Azją to jakikolwiek film może wzbudzić zainteresowanie. Wygląda na to, że ostatnio produkuje się w Chinach coraz więcej komercyjnych i beznadziejnych filmów dla mas. Pojawiają się mało inteligentne komedie, jakieś parodie w stylu dennych filmów z ameryki. Jest coraz więcej niby-romantycznych komedii, w których piękna Chinka (z Hong Kongu na przykład) musi wybrać między bogatym a... bogatym mężczyzną. Oczywiście w czasie seansu producent wypromuje jakąś markę samochodów, perfumy, torebki itp. Filmy z lat 1990-2005 miały więcej treści, były o czymś, podejmowały trudne tematy (oczywiście ograniczone przez chińską cenzurę). Nadal podobają mi się pewne produkcje wojenne-historyczne, ale przeraża mnie ilość efektów komputerowych. Tysięczne armie tworzy grupa kilkunastu statystów skopiowanych komputerowo, by pokryć całą panoramę. W filmach wykorzystuje się często scenerie, któych przeciętny Chińczyk nigdy w swoim kraju nie widział - znowu stosowanie komputerów, a także wybór zupełnie odizolowanych lokalizacji, które w ogóle mi się z Krajem Środka nie kojarzą. Z nowych filmów spodobał mi się "The man behind courtney house" (守望者:罪恶迷途). Opowiedziano w nim w nietypowy sposób ciekawą historię. Doceniam też dobre dialogi, rozważania o życiu, zemście, miłości. Podobała mi się atmosfera, otoczenie i scenografia, kadrowanie i praca kamer. Miła odmiana po tych wszystkich cukierkowych, komercyjnych produkcjach, które promują kult pieniądza, drogie samochody, wielkie mieszkania, sztuczne biusty, rozwiązłość i zdradę. Reżyserzy próbują dotrzeć do milionów widzów z wielkich metropolii dla których najbardziej liczą się dobra materialne. Film nie musi mieć głębszego przekazu - powinien za to pokazać, jak znaleźć bogatego męża, jak zdradzać żonę, jakich perfum używać i jak być 'cool' w chińskim rozumieniu. Po prostu ameryka w Chinach! |
Czwartek, 8 grudzień 2011 |
Znajomy z Hong Kongu powiedział mi przedwczoraj, że przed kryzysem ratują ich szalejący na zakupach Chińczycy z Chin kontynentalnych. Ponoć rządzą w firmowych sklepach Prady, Gucciego, LV, Coco Chanel, Apple... Bogaci Chińczycy mają już wszystko - mieszkania, samochody, kochanki, karnet na siłownię i do SPA, osiem kont bankowych teraz to wszystko trzeba ładnie oprawić markowymi przedmiotami. Mogą sobie kupić praktycznie wszystko, ale wiecie czym możemy się pocieszać? Kupią wszystko oprócz... WOLNOŚCI!!! A tak na marginesie - jak to się historia obróciła o 180 stopni. Dawniej to ludzie z Hong Kongu mogli kupić wszystko w Chinach za grosze, ale w zasadzie bali się nawet przekraczać granicę. Teraz to tłumy Chińczyków 'atakują' Hong Kong w szaleństwie zakupów. Szczyt tych zakupów osiągną pewnie w okresie Chińskiego Nowego Roku - pod koniec stycznia. |
| <<<poprzednie wpisy | następne wpisy>>> |
© copyright Bartłomiej Magierowski - wszystkie prawa autorskie zastrzeżone

