DZIENNIK
moje zapiski z życia w Chinach
CZYTAJ OD POCZĄTKU, LUTY 2006| <<<poprzednie wpisy | następne wpisy>>> |
Czwartek, 5 lipiec 2007 |
SHENZHEN 1982!!! Znalazłem w Internecie film z Shenzhen, z roku 1982 (kiedy się urodziłem). Zadziwiające jak to wszystko się zmieniło. Domyślam się, że jest to centrum miasteczka, bo tłumy ludzi robią zakupy, poza tym obcokrajowcy raczej nie zapuściliby się za daleko z kamerą (która wtedy była chyba drogim sprzętem). Po ubiorach, otoczeniu i fryzurach wnioskuję, że to rzeczywiście 1982. Zresztą zobaczcie sami: http://www.youtube.com/watch?v=-R8cbOg1tHw . Możecie też porównać to z moim zdjęciami, bardzo prawdopodobne, że film powstał właśnie w tej okolicy, a teraz wszystko wygląda zupełnie inaczej: http://www.fotochiny.com/albumview.php?idpreview=333&kat=architektura&str=4 , http://www.fotochiny.com/albumview.php?idpreview=556&kat=miejsca&str=2 , http://www.fotochiny.com/albumview.php?idpreview=29&kat=architektura&str=6 , http://www.fotochiny.com/albumview.php?idpreview=257&kat=miejsca&str=4 . |
Piątek, 13 lipiec 2007 |
Ostatnio coraz częściej widuję w mojej okolicy robotników budowlanych. Jakiś remont chodników, budowa nowych wieżowców i nowy hotel blisko centrum wystawowego (zdjęcia będę oczywiście dodawał na stronę). Powiem Wam, że ci ludzie są na maksa wycieńczeni. Chudzi, jakieś szczątkowe mięśnie, skóra czarna od ostrego słońca, niscy, siwe włosy. Oczywiście lepiej jak tutaj zarabiają jakieś pieniądze na budowie, niż głodują na wsi... ale mimo wszystko. Pomyśleć, że później za noc w takim hotelu gość będzie płacił za zwykły pokój tyle co miesięczna pensja tego robotnika? A właściciel takiego hotelu, czy biurowca gra sobie w kasynach w Makao, jeździ Ferrari i utrzymuje kilka kochanek... to jest właśnie sprawiedliwość. W Chinach nic się nie zmieni, bo taka grupa prominentów musi zawsze zarabiać krocie na wykorzystywaniu prostych ludzi. |
Poniedziałek, 16 lipiec 2007 |
Shenzhen to żałosne miasto i władza lokalna nie ma pojęcia, jak promować tą metropolię. Zorganizowali Fashion Show (targi odzieżowe). Obcokrajowców można było policzyć na palcach, za to w hali wystawowej tłumy Chińczyków. Oczywiście wstęp płatny dla wszystkich, bo to miasto nastawione jest na kasę tylko i wyłącznie. W środku setki firm, nic specjalnego. Natrafiliśmy tylko na dwa, dosyć żałosne pokazy mody na wybiegach. Pierwszy znudził nas zespołem muzycznym, a na drugim zakazano fotografowania i jacyś żałośni portierzy i ludzie z tej fabryki ścigali każdego, kto tylko trzymał w ręce aparat. Postanowiłem im trochę zrobić na złość i cały czas celowałem w kierunku modelek (z tego miejsca mogłem co najwyżej robić zdjęcia głów tłumu, który otaczał ten wybieg). Oczywiście szybko podbiegł jeden facet, drugi, trzeci i kłótnia, że nie można fotografować. Po co te pokazy? Ten Fashion Show? Chińczycy już skopiowali już wszystko od Włochów, Francuzów... i uznali, że od nich nie można kopiować. |
Wtorek, 17 lipiec 2007 |
Najzabawniejsze jest to, że Chińczycy sami nie potrafią się dogadać we własnym języku, więc jak ja mam się nauczyć porządnie chińskiego? Oni na przykład pytając o jakąś rzecz w hipermarkecie, czy pytając o adres, albo podając swoje imię muszę to literować, a raczej sylabizować. Taki przykład teoretyczny (oczywiście nie odnosi się to do chińskich słów, ale chodzi mi o sam sposób): RA-DO-SŁAW , RA jak RAma, DO jak DOsłownie, SŁAW jak SŁAWny. Nie tylko każda sylaba może mieć cztery różne akcenty i zupełnie inne znaczenia, ale można ją zapisać na kilka, czasem kilkanaście sposobów. I dlatego muszą to sobie tłumaczyć, że to RA jest takie jak w słowie RAma, a nie takie jak w słowie RAbarbar. |
Wtorek, 24 lipiec 2007 |
W niedzielę grupa około 30 osób organizowała jakiś protest przy urzędzie miejskim Shenzhen. Akurat przechodziłem tamtędy z aparatem. Nic specjalnego się nie działo, ochrona, ludzie czekający na jakiegoś VIPa przy bramie wyjazdowej, żadnych transparentów, zwykłe oczekiwanie. Chyba chcieli się z kimś rozmówić. Jeden gość wołał nas, żeby robić zdjęcia. Ale czego? Poza tym ochrona cały czas patrzyła na mnie spod byka. Będę robił zdjęcia, a później będę się z tego dwa tygodnie tłumaczył na posterunku policji. Dzięki, ale w politykę się nie mieszam. Na koniec pojawiło się około 40 policjantów. Wsiedli do dwóch busów i czekali. Po 20 minutach uświadomiliśmy sobie, że albo VIP uciekł innym wyjściem, albo tak szybko się nie pojawi i poszliśmy swoją ścieżką. Ludzie spokojnie czekali. |
| <<<poprzednie wpisy | następne wpisy>>> |
© copyright Bartłomiej Magierowski - wszystkie prawa autorskie zastrzeżone

