DZIENNIK
moje zapiski z życia w Chinach
CZYTAJ OD POCZĄTKU, LUTY 2006| <<<poprzednie wpisy | następne wpisy>>> |
Poniedziałek, 11 październik 2010 |
Pierwsza informacja z wioski w Hunan dotyczy dealerów narkotyków! Zaskakujące, prawda? Kto był w Chinach ten wie, że narkomania nie jest powszechnym problemem. Dotyczy raczej prowincji i większych miast, nie widać wielu narkomanów, a już na pewno nie chodzą po ulicach czy dworcach. Okazuje się jednak, że niektórzy ludzie, nawet na wsi zarabiają ogromne pieniądze na handlu narkotykami. W sąsiedztwie domu moich teściów pewna rodzina wybudowała wielki dom, wejście w klasycznym stylu ze złotymi kolumnami, wielkie okna, mozaika na ścianach, wysokie piętro. Jak się okazuje zarobili te pieniądze właśnie na sprzedaży nielegalnych używek. Teoretycznie za taki proceder grozi kara śmierci. Wszyscy sąsiedzi, a nawet rodzina wiedzą o ich profesji. Policja pewnie też o tym wie, ale zapewne system ochrony i łapówkarstwa świetnie tutaj funkcjonuje. Gość był już aresztowany i właśnie groziła mu kara śmierci, ale się od tego wykupił. Właściciel nowego domu chciał zaprosić rodzinę na coś w stylu naszej parapetówki, ale rodzina go zignrowoała, po prostu wstydzą się kryminalisty w rodzinie. |
Środa, 13 październik 2010 |
Inna sąsiadka w wioce w Hunan nie może być zbyt dumna ze swojej córki. Dziewczyna wyszła za mąż, z wybrankiem przeprowadzili się gdzieś do prowincji Guangdong. Mają dziecko. Po pewnym czasie ta dziewczyna poznała innego mężczyznę, bogatszego. Nie rozwiodła się z mężem, ale zamiszkała z kochankiem. Później zabrała też swoje dziecko. Facet płaci jej w przeliczeniu około 1500 złotych miesięcznie i ją w ten sposób utrzymuje. Oczywiście mąż o wszystkim wie, a czasem nawet korzysta z pieniędzy, które otrzymuje jego żona-kochanka-utrzymanka. |
Piątek, 5 listopad 2010 |
Niedawno spotkaliśmy ciekawego człowieka w autobusie w Hong Kongu. Jechaliśmy tylko parę przystanków, ale to wystarczyło na nową przygodę! Do drzwi podeszło dwóch mężczyzn, jeden z nich wyglądał na jakiegoś wariata. Drugi około 45 lat, szczupły, w okularach. Podszedł do naszych siedzeń i się uśmiechał, gdy nasz wzrok się spotkał odezwał się: - Jak się masz? - Dobrze, dzięki - odpowiedziałem. - Skąd jesteś? - Z Polski. Po chwili zastanowienia zadał kolejne pytanie: - Jesteś chrześcijaninem? Odpowiedziałem, że tak. Chińczyk powiedział, że sam też jest liderem jakiegoś kościoła. Gdy dowiedział się jeszcze, że mieszkam w Shenzhen zaczął mówić po mandaryńsku, a po chwili ku naszemu zaskoczeniu zaczął śpiewać i wymachiwać rękoma. Robił takie różne fale, gestykulował i śpiewał coś po chińsku o szczęściu, które jest wszędzie, bo jest jak kwiatek. Atmosfera siadła, a my z żoną zaczęliśmy to komentować po polsku. Ogólnie była to ostra jazda. Piosenka trwała chyba dwie minuty, a autobus jak na złość stanął w korku. Później znów wrócił do tematu religii: - Jak długo wierzysz w Jezusa? Powiedziałem mu, że długo, od urodzenia, że u nas religia to tradycja, że wierzymy w Chrystusa już ponad tysiąc lat. Później nasz zwariowany pasażer autobusu zaczął znowu coś opowiadać po angielsku, ale go już za bardzo nie rozumiałem i nie słuchałem, a moja żona była w szoku po jego piosence. Mówił coś o młodych biznesmenach itp. Ostatecznie autobus podjechał pod przystanek i gość pożegnał się z nami podając rękę i wysiadł. Jak widać czubków można wszędzie spotkać! Nie naśmiewam się z jego religii, jego pytań, bo przecież można z każdym pogadać, ale ta piosenka - trochę przesada! |
Piątek, 5 listopad 2010 |
Wracając jeszcze do tematu religii w Chinach. Ogólnie większość Chińczyków to ateiści. Niektórzy są wierni jakimś rodzinnym wierzeniom, ale specjalnie żadnej religii nie praktykują. Jest też grupa buddystów, taoistów i różne odmiany chrześcijan. Często zależy to od lokalizacji, wpływów kolonialnych, historii rodziny itp. Nie ma ogólnych i jednolitych czynników decydujących o wierzeniu przeciętnego Chińczyka. Spotkałem jednak kilka wręcz nawiedzonych osób. Wspomniany powyżej gość z Hong Kongu jest takim przykładem. Mam takie smutne wrażenie, że niektórym Azjatom religia po prostu szkodzi! Rozmawiałem jakiś czas temu z dziewczyną, która też poruszyła temat religii. Powiedziała, że jest chrześcijanką. Zapytałem, czy jest katoliczką, czy może protestantką, a może prawosławną? Nie potrafiła odpowiedzieć. Stwierdziła, że jest chrześcijanką, że spotykają się dwa razy w tygodniu w tak zwanym kościele domowym i studują biblię. Pytała mnie o piosenkę ku czci Jezusa?! Wspomniałem coś o papieżu i Watykanie - powiedziała, że za bardzo ją to nie interesuje. Tak jakby ich kościół nie podlegał Watykanowi. Po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że ona chce rozmawiać tylko o Jezusie i religii. Nie chodziło o jakieś przypowieści, wiarę samą w sobie, o historię religii tylko o jakieś banały. Tak jakby ta wiara była dla nich jakąś modą z zachodu?! Nie krytykuję ich, ale mam wrażenie, że wielu Chińczyków mocno błądzi w temacie religii, a dla niektórych jest to wręcz obsesja. Prawda jest taka, że oni mają wygłodniałe i puste duze. Już teraz są nasyceni dobrami materialnymi, mają kasę, mieszkania i samochody, ale brakuje im czegoś innego. Problem w tym, że nie potrafią tego sprecyzować i nie mają żadnego pomysłu. A religia to nie hobby, nie można jej tak po prostu wyszukać w internecie, kupić sprzęt, znaleźć kolegów i praktykować! To chyba jednak wiąże się z tradycją, rodziną, wychowaniem, historią, a wszystko to w dużym stopniu zostało wyniszczone przez komunistyczną władzę i nie można tego tak łatwo odbudować. Według mnie Chińczycy powinni pielęgnować swoje wierzenia i tradycje, a nie głupio przejmować wzorce z zachodu, na zasadzie: "Otwórzmy sobie Starbucksa i bądźmy katolikami, bo to jest coooool!". |
Niedziela, 7 listopad 2010 |
Czasami dochodzi do odwrócenia kultur, takie śmieszne sytuacje. Ostatnio jadąc pociągiem zamówiłem chińskie jedzenie taka typowa tacka z ryżem, zielonymi warzywami, osobno udko z kurczaka, jakieś jajko. Obok mnie Chińczycy zajadali McDonalda! Parę dni temu w markecie kupiliśmy gotowe jedzenie, podobnie ryż, warzywka, tofu z mięskiem. Przy kasie stała za mną kobieta, Chinka w średnim wieku z kawałkiem pizzy. Przed chwilą zrobiłem pizzę dla moich chińskich znajomych i znowu się zajadali. Nawet ich małe dziecko, zaledwie 10-miesięcy też podgryzało trochę pizzę i płakało jak mama odsunęła od niego talerzyk. Zdarza się też, że my szukamy jakiś starych budowli, pagody, chińskiej wieży, aby coś pozwiedzać, zrobić fajne zdjęcia, a w tym czasie Chińczycy piją kawę w Starbucksie, albo fotografują się przed McDonaldem. Ja szukam chińskich marynarek, w chińskim stylu (jak Sun Jat-Sen), albo suknię chińską QiPao dla żony, a inni Chińczycy kupują odzież włoskich i francuskich marek. Inny przykład to apteka, szukamy czasem jakiś tradycyjnych chińskich medykamentów, a aptekarka proponuje nam amerykańskie albo niemieckie leki. Świat zwariował i się poplątał strasznie. |
| <<<poprzednie wpisy | następne wpisy>>> |
© copyright Bartłomiej Magierowski - wszystkie prawa autorskie zastrzeżone

